Nie ma takiego człowieka, który by nie kochał, ale cała rzecz w tym co kocha.
(Św. Augustyn)
Od poniedziałku do piątku, z każdym kolejnym dniem, coraz bardziej wypełniał się klasowy koszyczek na walentynkowe życzenia. Na koniec czwartkowej zabawy karnawałowej, a także jeszcze w piątek, niemal wszystkie życzenia trafiły do adresatów. To wspaniałe uczucie, kiedy można oglądać uśmiechnięte twarze dzieci, które otwierają i czytają kolejne, skierowane wyłącznie do nich życzenia. Nie będziemy jednak skupiać się na sobie, wspomnijmy postać osoby, której zawdzięczamy ten kultywowany w lutym zwyczaj.
Święty Walenty (jest to imię męskie pochodzenia łacińskiego (valens – mocny, silny, zdrowy) w czasie prześladowań Klaudiusza II Gota wraz ze Św. Mariuszem i krewnymi, asystował męczennikom w czasie ich procesów. Wkrótce sam został pojmany i zginął męczeńską śmiercią 14 lutego 269 roku. Właśnie dlatego na zachodzie Europy od co najmniej XV wieku (w Polsce niemal sto lat później) stał się patronem cierpiących na różne dolegliwości, a następnie patronem zakochanych.
Jako ciekawostkę przytoczymy fakt, że włoska miejscowość Terni, gdzie żył Św. Walenty jest jedynym miejscem na świecie, gdzie 14 lutego ludzie są zwolnieni z pracy.
Na zakończenie zdanie, które w dobie panującej niemal od roku pandemii trzeba przytoczyć:
- Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić.
Ale czy na pewno dotyczą one tylko ciała?
Warto się zastanowić.
Krzysztof Czechowski