Data, którą znają wszystkie dzieci – 1 czerwca. W tym dniu im wszystko wolno. No może niekoniecznie. Lepiej, aby umyły zęby, jak chcą chuchać swym oddechem w twarz rozmówcy i omijać wiertła dentystyczne. Nie warto jednak dopytywać się, czy wszyscy pamiętali o szczotkowaniu wykluwających się z dziąseł niedorostków. Wszak dziś wycieczka! I to jaka! Do lasu, w poszukiwaniu ukrytych skarbów! Proszę wszelako nie zrywać się z foteli i nie gnać z łopatami na Niziny, bowiem wszystkie zostały już odkryte. I to podwójnie. Jak to możliwe? Oto krótka historia mijającego Dnia Dziecka…
Dawno, dawno temu… Czyli dziś rano, klasa III zaopatrzona w mapy, podążała na poszukiwanie schowanych słoiczków z niespodziankami. One to bowiem były celem eksploracji grupy. Pierwszy odnaleziony został jeszcze na terenie szkoły. Zawierał w sobie obietnicę przygody:
Na Niziny zmierzaj raźno,
bo po wiedzę zdążasz ważną.
Jak nie walnąć w drzewne słupy
i nie wdepnąć w leśne kupy.
Trzecioklasiści delikatnie umieścili słoiczek z powrotem w tym samym miejscu, bo kilka chwil za nimi, tą samą trasą, również z mapkami, zdążały połączone siły detektywów z klasy IV i V. Drogę wskazywały ukryte, tajemnicze znaki, a nie zapach snujący się za grupą rozśpiewanych dziesięciolatków. Oplatające ich opary odstraszać miały komary i kleszcze, a czyniły to z zadowalającym skutkiem.
Nogi jeszcze nie zdążyły zaboleć, choć brzuchy coraz głośniej domagały się paliwa, gdy grupa dotarła do lasu. A tam ukryte w krzakach czekało następne zadanie:
Gdy już jesteś w leśnej głuszy
nastaw radar, czyli uszy.
Ptasim śpiewem las się puszy.
Nic nie słyszysz? Umyj uszy!!!
I tak od zadania do działania. Słoiczków było 12 z wierszowanymi poleceniami. Cytować wszystkich niepodobna. Kto zainteresowany niech się zgłosi do Pana Pawła, bo dbając o środowisko, wszystkie odkryte skarby skrupulatnie zabierał do plecaka.
Szukając niespodzianek Nastolatkowe prawie nie poczuli, jak wydeptywali kilometr za kilometrem. Czasem udało im się nawet zachwycić pięknem lasu i jeziorka. Dostrzegli uciekającego zaskrońca i zieloniutkie jajeczko ptasie. No dobra, to ostatnie zauważyli, jak już chrzęsnęło pod butem, wypluwając z siebie kleistą maź. Ale dzięki temu baczniej mogli przyjrzeć się przystosowaniu barwy do środowiska naturalnego. A koleżanka w tym czasie szorowała but o pobliska trawę.
W końcu dotarli wszyscy do szerokiej drogi. Teraz Trzecioklasiści już z głośnym śpiewem: „Bo co możeee, co może mały człowieeek….” poszukiwali ostatniego słoiczka, a za nimi podążali wytrudzeni i milczący koledzy z klas starszych, ciągnący ze sobą wielkiego drągala… I po co im on?
Jest! Jest ostatni słoiczek!!! A w nim kolejna tajemnica!
Kończy się nasza wycieczka,
lecz nie kończy się Dzień Dziecka.
Szukaj w krzakach, trawie, rowie,
co tam znajdziesz wnet się dowiesz…
I znaleźli! A tam - mniami! ROGALIKI – pani Agata cały poprzedni wieczór je piekła- i CUKIERKI – a to już ze sklepu…
Posileni, klasa III znowu ze śpiewem na ustach, udała się na kolejną niespodziankę, do mieszkającej nieopodal mamy, a Czwartaki i Piątaki poczłapali na zakupy do pobliskiego, oddalonego ledwie o 2 km sklepiku. A teraz pewnie śpią znużeni w domu lub moczą stopy w misce z wodą.
Agata Niewierska