Howgh! Blade twarze! Choć zważywszy na ostanie upały i słoneczną smażalnię bardziej pasowałoby powitanie – Howgh Spieczone Mordeczki! Jednak mieszkańcy Wioski Indiańskiej wykazali się wielką gościnnością i dyskrecją w tej kwestii i z ogromną życzliwością przyjęli uczniów klasy pierwszej i trzeciej w swoich tipi. Ale po kolei.
Zaczęło się od koszmarnie długiej podróży przez zakorkowany Wrocław. Na szczęście w klimatyzowanym autokarze, w miłym towarzystwie, przy śpiewie płynącym z młodzieńczych gardeł, dwie godzinki minęły prawie niezauważalnie. Po spóźnionym znacznie przybyciu do Wioski, od razu, nie czekając na opróżnianie pęcherzy moczowych, wszyscy porwani zostali przez sympatycznych Czerwonoskórych Braci i Siostry. Czasu bowiem było mało, a atraaakcjiiiiii, hohoho howgh.
Niepodobna opisać radości z kilkugodzinnego smakowania indiańskiego życia. Z łuku strzelało się celnie. Bosonogi Brat nie doznał o dziwo żadnego uszczerbku. Po pobycie w gorącym i dusznym tipi, słuszną okazała się bitwa na wodne balony. Mamo, tato! Wasze dziecko wcale nie potrzebuje pampersów, to tylko rezultat ogromnej bitności w dość mokrej rozgrywce. Ale wygraliśmy! I my… I oni! Wiele się działo, oj wiele. Szkoda tylko, że złośliwy czas musiał akurat tego dnia przyspieszyć, pewnie od upału przegrzał mu się mechanizm i przez to wycieczka tak szybko minęła. Pozostały wspominania, pomalowane twarze, smętne piórko zwisające z włosów, a u niektórych mokre…. Nie chcecie wiedzieć co…
Agata Niewierska