„Nie pozwól, by dzień wczorajszy zmarnował zbyt wiele dzisiejszego”.
Indianie Cherokee
Nie posiadali jakichkolwiek pieniędzy, dlatego wartość człowieka nie zależała od jego zamożności. Nie mieli napisanych przepisów, więc nie byli w stanie ani oszukać, ani wyłudzić czegokolwiek od siebie. Gdy ktoś był tak biedny, że nie było go stać na konia, namiot lub koc, traktował tą sytuację jako dar.
O kim mowa?
O rdzennych mieszkańcach Ameryki, zwanych Indianami.
We wtorek, czyli ostatni dzień kalendarzowego lata, uczniowie klasy drugiej udali się na wycieczkę do wioski indiańskiej Pocahontas we Wrocławiu. Wspaniała letnia pogoda jeszcze bardziej wzmogła chęć poznania tej niezwykłej kultury.
Tuż po wyjściu z autobusu powitał nas Indianin, który natychmiast wprowadził nas w świat indiańskich zasad. Zostaliśmy przyjęci do szczepu indiańskiego, więc każde dziecko otrzymało opaskę z piórem. Następnie otrzymaliśmy zadanie pomalowania twarzy. Co ciekawe, każdy miał pomalować twarz sąsiada, znajdującego się po lewej stronie. Dosłownym spotkaniem z naturą było chodzenie po kamieniach i szyszkach.
Każde kolejne zadanie okazywało się coraz ciekawsze, chociaż wymagało sporej sprawności fizycznej. Na wstępie „Kręciołka” – czyli wspinanie się po linie, potem „Indiańska Ścieżka Mocy”, z kolei strzelanie z łuku – dosyć trudne, zwłaszcza dla tych, którzy oczekiwali na swoją kolej. To wymagało dyscypliny i cierpliwości. Ciekawym zadaniem okazał się „Labirynt”, gdyż od 4-osobowej drużyny wymagał zgodnej współpracy. No i wielkiej spostrzegawczości w gąszczu owocowych drzew. Dzieci brawurowo pokonały „Tunel”, co wcale nie było łatwe. Jak ważne jest posiadanie wody, okazało się w kolejnej próbie. Plemiona miały w jak najkrótszym czasie napełnić naczynie wodą. Wydaje się to łatwe, tylko że każde dziecko pokonywało dosyć długi odcinek z namoczoną… gąbką. Jednak najbardziej wymagającym zadaniem okazało się wspinanie na trzy znacznej wielkości wzniesienia.
Nic dziwnego, że po tych wyczerpujących, ale wspaniałych doświadczeniach, błyskawicznie zniknęły wszystkie przygotowane na ognisku (przez rodziców uczniów) gorące kiełbaski.
Oczywiście Indianin, który opiekował się nami, również został zaproszony na poczęstunek.
Wysoką kulturę Indian potwierdza fakt, że często zachęcali nas do mycia rąk.
A przede wszystkim dłoni, gdyż niemal całe ręce każdego dziecka, wraz z wykonaniem kolejnego zadania, pokrywały się pięknymi tatuażami.
Nikt nie chciał wrócić bez oryginalnej pamiątki, więc nastąpiło długotrwałe oblężenie sklepiku. Powodzeniem cieszyła się piękna biżuteria, ale przede wszystkim niezliczona ilość broni białej, czym z pewnością przyczyniliśmy się do podniesienia zdolności obronnych naszego kraju.
Czy jeszcze tu kiedyś wrócimy? – zdaje się być pytaniem retorycznym.
„Tylko wtedy, gdy ostatnie drzewo umrze i ostatnia rzeka zostanie zatruta, i ostatnie ryby zostaną złowione zdamy sobie sprawę, że nie można jeść pieniędzy.”
Indianie Cree
Wychowawca Krzysztof Czechowski