Miało padać. Miało walić piorunami. Jednak ranek przywitał wszystkich słonecznym promieniem. Hura! Można zostawić kurtki rodzicom i z lekkim plecakiem (Powiedzmy, że z lekkim, bo prowiant na wycieczkę trochę waży.) wsiąść do punktualnego dziś pociągu. Wrocław powitał podróżników chłodnym oddechem i niektórzy żałowali pozostawionej odzieży. Na szczęście Ostrów Tumski, wypełniony słonecznym blaskiem, pozwolił zapomnieć o chwilowych rozterkach.
Piękne budowle, najstarszej części Wrocławia, napawały zachwytem i dziwnym skurczem żołądka. Oho, czas na małe, co nieco. Gromadka, przypominająca wzrostem Hobbitów, rozłożyła swój mały piknik pod pomnikiem i zajęła się tym, co dla Niziołków najważniejsze. JEDZENIEM!
Minęło chwil kilka i można było udać się na poszukiwanie Kamiennej Głowy i Kluskowej Bramy. A przy okazji szybki rzut oka na potężną bryłę gotyckiej Katedry Wrocławskiej z czarnymi szybami. Robi wrażenie…
Kamienna Głowa szybko została odnaleziona (Brawo Kacper!), a Kluska na Bramie jeszcze wcześniej (Brawo Miłosz!).
Cała gromada zanurzyła się zatem w czeluści Katedry. A tam…..Oooooooooh!
To, co było czarne z zewnątrz, w środku okazało się barwnymi szkiełkami witraży. I wyglądało Oooooooooh! Zamarły wszystkie rozmowy. SERIOI WSZYSCY BYLI CICHO! Chwilo trwaj…
Czasu było niewiele, wiec szybciutko na wieżę i do windy. Wszystko odbywało się w takim tempie, że niektórzy Drugoklasiści zapomnieli, że mają lek wysokości. A na górze było za późno, by panikować. Pierwszoklasiści szli z tylu. Oni zdążyli pojąć, gdzie zdążamy. Panika ich pokonała i niektórzy zostali na dole. I niech żałują, bo widoki zapierały dech w piersi. Tych odważnych Pierwszaków również.
Spotkanie z historią się zakończyło, czas na spotkanie z przyrodą. Ogród Botaniczny powitał wycieczkę czynną toaletą. Nareszcie! Ostrów Tumski trzeba zwiedzać chyba w pampersie! Trzeba czuć to, co czuły dzieci, by zrozumieć ich radość na widok tak małego budynku. Niestety, kolejka przed nim była przerażająca. Trudno, czekać trzeba. Pod wiekowe drzewko w tym miejscu iść nie wypada, tym bardziej, że pewnie ukryte tu są kamery.
Zwiedzanie Ogrodu trzeba zacząć oczywiście od …JEDZENIA!
Ławeczek było sporo, można było się posilić. A potem już zanurzyć się w bujną roślinność. Recenzja jednego z Pierwszaków „Jestem w raju” – mówi wszystko.
Wycieczkę kończyły lody w różnych smakach i zabawa na placu zabaw. I jeszcze krótki przemarsz. Bagatela! W sumie przetuptano z 8 km! O biedne stopy! Opiekunów, bo dzieci miały siłę na wypróbowanie atrakcji kolejnego placu. A potem to już zmęczenie dosięgło wszystkich i w pociągu zapanowała lepka od potu cisza. I taki był ten Dzień Dziecka. J
Agata Niewierska